środa, 30 kwietnia 2014

Od Aschley

w stadzie w którym się urodziłam)
Stanęłam z dumą na wzgórzu wpatrując się w moje stado. Uważano mnie za dziwaczkę bo robię jakieś wywary. To była moja pasja. Tworzenie coś z różnych roślin. Potrafiłam nawet zrobić eliksir który ożywiał lub leczył rany. Jednak to nie robiło na nich wrażenia. Moja koleżanka Mira przetestowała wywar uzdrawiający kiedy ją miała złamaną nogę. Z nią mogłam się tylko dogadać choć nie miała tych pasji. Spojrzałam w dół, na w górę próbował się wspiąć przywódca naszego stada. Obok nie stała klacz alfa oraz jej młode które były w moim wieku(2 latach) Dorosły ogier próbował się dostać tam gdzie ja, ale to było nie możliwe. Góry była taka stroma że kot który wczepiał by swoje pazury nie zdołał by tu wejść. Ja dostałam się bo zrobiłam eliksir latania i podleciałam. 
-Jak się tam dostałaś?- spytał z nutką zdenerwowania ogier alfa po stu próbach dostania się na górę. 
-Zrobiłam eliksir latania i tu wleciałam-oświadczył i podniosłam dumnie łeb a moja grzywa podleciała tu góry. 
-Maż przecież zakaz ich robienie!-krzyknął- Trzeba wprowadzić jakieś zasady- dodał ściszając głos. Przewróciłam oczami.
-Zejdź z tej góry i ani mi się waż robić jakieś eliksiry- dokończył i otworzył szeroko pysk, wiedział co zrobię. Skoczę choć ta góra była strasznie wysoka
-Nie próbuj!- wrzasnął a wszystkie konie zwróciły oczy na mnie. Wzięłam wdech, przygotowałam się i..............skoczyłam. Oczywiście wylądowałam bez ran. Zrobiłam eliksir na całą dobę i jak się skaleczę to nie będę miała blizny.
-Proszę, nie użyłam eliksiru- oświadczyłam-,,No chyba że ten dzięki któremu się nie skaleczyłam''- powiedziałam w myślach. 
-Matko mogłaś się zabić!- wybiegła moja matka pośród tłumu. 
-Ale się nie zabiłam- odparłam i pobiegłam do mojej kryjówki. Mam już dość ich zakazów. Pokaże im coś, po czym na pewno mnie zapamiętają. Myślałam chwile, wiem przeskoczę największy kanion(u nas) Jutro rano. Położyłam się spać. W nocy miałam jakiś sen, że stanie się coś strasznego. Stanęłam z samego rana i byłam gotowa do skoku. Kiedy wszyscy wstali i zauważyli mnie przed kanionem wiedzieli o co chodzi. Przygotowałam się, zrobiłam rozpęd i wyskoczyłam..........moje przednie kopyta wylądowały na ziemi a tylne zwisały w powietrzu, Udało mi się wspiąć na ziemię. Zeszłam do nich. Nie usłyszałam żadnej pochwały. Parę słów o mnie ale dalej nie słuchałam bo poszłam do chatki w środku lasu. Miała ona trudny dostęp. Dla mnie łatwy jakby przebiegnięcie jednego metra od krzaka do krzaka. Dla innych do skok z samolotu z kosmosu bez spadochronu. Dzień minął więc poszłam spać. Gdy się obudziłam i doszłam do stada zobaczyłam tablicę ogłoszeniową. Był tam regulamin co mamy robić, a co nie. Czyli wszystko o mnie, czego mam nie robić(wszystkiego co robię) a co mam robić( to co robią przeciętne konie)
Kiedy ujrzałam Nevil'a, syna alfy podbiegłam do niego. 
-Odchodzę- powiedziałam wprost. 
-Czemu?- zapytał. 
-Temu bo zasady, to co ja mam niby robić?- spytałam. Westchnął
-Skoro odchodzisz, to muszę coś ci wyznać......-zaczął. Nigdy nie lubiłam takiego początku. 
-Co takiego?
-Ja...się w tobie zakochałem- powiedział. Stałam jak wryta. Nic nie odpowiedziałam. Trochę mi się podobał, z charakteru. Ale za nim zdążyłam coś powiedzieć pobiegł. Spojrzałam w las. Czas iść. Myślałam o słowach Nevil'a. Wychodziłam z lasu aż nagle poczułam linę na swojej szyi. 
-Złapana- powiedział pewien mężczyzna- Teraz macie mi ją oswoić- dodał i odbiegł na karym ogierze. Wyrywałam się ludziom którzy trzymali mnie za linę. Ale oni wpakowali mnie do przyczepy. Stawałam dęba i dużo innych rzeczy ale to nic nie dało. 
(po roku)
Nie udało im się mnie oswoić a ja uciekłam. Pogalopowałam przed siebie i ujrzałam cudną siwą klacz. 
- Witaj- powiedziałam pewna siebie a ona zdała sobie sprawę z mojego towarzystwa. 
-Witaj, jestem Primawera- przywitała się-Co cię tu sprowadza?- spytała.
-Jestem Aschley i szukam stada- odpowiedziałam a w jej oku pojawiła się iskra. 
-Stada?-powtórzyła- Ja posiadam stado, chciałabyś dołączyć?- zapytała ponownie. Uśmiechnęłam się i przytaknęła. Opowiedziała mi o terenach. Potem poszła a ja doszłam do Mglistego Zakątku. Miałam nadzieje że coś mnie zaatakuje, jakiejś przygody. Nic się takiego jednak nie wydarzyło. Następnie zobaczyłam strasznie wysoką górę i stromą że nie da się wejść. Koń który nie lata to nie da rady. Zrobiłam eliksir latania i podleciałam do góry. Zrobiłam chatkę w której zamieszkałam. Była duża. Tam będę robiła eliksiry. Ponieważ wejście jest tu nie możliwe, będę miała spokój. Przyczepiłam dzwonek na końcu liny. Jeśli ktoś będzie chciał mnie odwiedzić to niech potrząśnie liną a dzwonek zacznie dzwonić. Zaczęłam robić zapas różnych eliksirów gdy nagle usłyszałam dzwonek. Zeskoczyłam z góry. Koń który stał na dole gapił się na mnie jakbym zeskoczyła z księżyca a nie z wysokiej i stromej góry. Co prawda w jego oczach kryło się jeszcze pytanie jak się tam dostałam. 

Dla chętnych do dokończenie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz