Wytężyłem wszystkie pozostałe mi siły i przywołałem do nas tsunami.
Modliłem się w myślach, aby się udało, aby nas wyrzuciło na brzeg. Traciłem już powoli kontakt z światem.
I buum. Wylecieliśmy wprost na brzeg. Przez chwilę leżałem, dysząc ciężko. Vaniilia stała nade mną i patrzyła, sprawdzając czy nie mam żadnych obrażeń, nawet małych skaleczeniem. Jednak nic się nie stało, prócz tego, że teraz jestem już totalnie zmęczony.
-Możesz wstać? - spytała, dość troskliwym tonem
Z niewielką pomocą wstałem na nogi. Trząsłem się z zimna, ale stałem na nogach. Niepewnie ale byłem.
-A teraz spływajmy stąd. Boję się już, co może się tutaj wydarzyć. - syknąłem do niej, szczękając zębami
Vaniilia? Nie, no co ty. To ja straciłam moją cenną wenę, nie wiem co pisać :-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz