Już nie obolały cały zdrowy na serio tak się czuję ale chciałem umrzeć... Mam dość życia bez jedynej pięknej Vanii ja ja ją kocham. Szedłem przez gęsty las nowe miejsce??? Nie jakiś dziwny las szedłem spokojnie aż spotkałem ja spotkałem swojego ojca o nie zaraz się coś stanie..
-O proszę, proszę River.. Kochany synek.-
-O, co ci chodzi ?-
-No wiesz tak dawno się nie widzieliśmy że aż trudno przeliczyć kochany..-
-Ogarnij się, ojciec..- W tej sekundzie rzuciliśmy się na siebie i po kwadransie moja matka i mój brat? Wyszli zza krzaków ale mi było wstyd ale i tak walczyłem...
-Zostaw go w spokoju!!!- Krzyczał mój starszy brat on również się na mnie rzucił po cało dniowej walce mój brat i ojciec leżeli w plamie krwi nie żyli... Matka patrzyła na to jakbym ja zabił ją, było mi jej żal.
-Co ty narobił?! To twój ojciec i brat- Pocwałowała głębiej do lasu.. A ja pokłusowałem do stada we krwi ale nie moja tylko ojca i brata... Każdy się na mnie patrzył.
-No co ? Przecież tylko walczyłem...- Wszyscy odethneli z ulgą i rozległ się pisk
-RATUNKU!!!- Piszczała biedna Vanii... Zaatakował ją cała zgraja pum Wszystkie pumy rzuciły się na nią. Ja pocwałowałem w tą stronę i..
-Vanii uciekaj do stada !!!- Uciekła a ja wszystkie pumy odgoniłem no i udało się... Vanii miała zaledwie pare zadrapań ..
-Uff.. Nic Ci nie jest?-
-Nie spokojnie River...- Przybiegł do nas Flamenco
C.D Flamenco
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz