sobota, 10 maja 2014

Od Flamenco

Czy znasz uczucie, gdy wszystko od początku, odkąd istniejesz obraca się przeciw Tobie? Rani Cię, chcąc Cie zmienić. Ty nie chcesz. Walczysz z nimi zaciekle. A oni jeszcze gorzej ranią. Każdy normalny po miesiącu by oszalał. A ja w takim piekle żyłem 3 lata.
Więcej nie powiem. To tajemnica. Kto ranił, gdzie ranił, po co to robił... Nie lubię mojej przeszłości. Tak więc nazywam ją piekłem. Jednak obecnie chcę ją wymazać z przeszłości. Dlatego o niej nie wspominam.
Na imię mi Flamenco. Pochodzę z hiszpańskiego rodu Ognistych. Wędruję już długi czas. Cały rok. Samotnie. Zawsze samotnie. Nigdy nie miałem kolegi, koleżanki. A co dopiero przyjaciela bądź przyjaciółki. A co dopiero kogoś, kto mnie kochał i kogo ja mógłbym kochać. Moja matka nawet nie żyła za długo. Po jej śmierci prawdziwie wszystko się zakończyło...
Ale to przeszłość, życie jednak dalej trwa. Trzeba wstać i iść dalej. Póki życie jest, trzeba żyć. 
Właśnie znajdowałem się na jakiś terenach stada. Stado Wiosny, bodajże. Jednak nie wiedziałem czy dołączyć. Bałem się innych koni. Po tych słowach, po czynach tamtych z tamtego stada bałem się wszystkich. Tchórzyłem, widząc jakiegoś konia. Zawsze uciekałem. Dlaczego się zgubiłem, skoro nie mam gdzie iść...
Flamenco, do przodu - powiedziałem sam do siebie. Trzeba myśleć pozytywnie. Bo inaczej wpadnę w doła, a z doła trudno wyjść. Dół przerodzi się w kanion, a to nie będzie za fajne...
-Witaj... - usłyszałem za sobą głos klaczy. Wzdrygnąłem się lekko. Teraz nie ucieknę. Muszę coś odpowiedzieć. 
-Czeeeść... - odparłem, a głos cały mi się trząsł. Bałem się co może się stać, bałem się. Niby ogiery są odważne, ale nie ja...
-Co ty tu robisz? - zapytała delikatnie, aczkolwiek z nutą stanowczości
-Nic.... - wyszeptałem z przerażeniem. Spodziewałem się, że mnie zaraz stąd wygoni albo zaraz zaatakuje. Ale nie miałem gdzie uciekać. Odwróciłem się, aby ją zobaczyć. Była to siwa, wysoka i ładna klacz. Patrzyła na mnie z ciekawością. Spojrzałem na nią bojaźliwie. Nie wiedziałem kim jest. Odwróciłem szybko wzrok i spojrzałem się w niebo.
-Nic? - uśmiechnęła się lekko - Kim jesteś?
-Flamenco - odparłem, próbując maskując strach dumą. Podniosłem dumnie łeb, mimo strachu. Niech nie myśli, że gada z tchórzem.
-Ładne imię - gdy powiedziała taki komplement poczułem ciepło w sercu. 
Nigdy czegoś takiego nie czułem.
-A ty? - spytałem, tak jakby od niechcenia. 

Primawera? :3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz